..::Jestestwo::..

Psychologia Psychotroniczna.

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

#1 2013-12-13 14:38:58

 Bartimaei

Administrator

Zarejestrowany: 2013-12-12
Posty: 100
Punktów :   

~ 10. Okna do boskości.

Okna do boskości

W filozofii hinduskiej natura ostatecznej prawdy została opisana jako prawda (satyam), piękno (sundaram) i dobro (shivam). Czy są to cechy Boga?

Nie są to cechy Boga. Są to raczej nasze doznania Boga. Jako takie, nie należą do boskości, to my je postrzegamy. Boskość sama w sobie jest niepoznawalna. Albo jest nią każda cecha, albo żadna. Umysł ludzki jest jednak tak zbudowany, że może doznawać boskości poprzez te trzy okna – możesz mieć wglądy albo poprzez piękno, albo poprzez prawdę, albo poprzez dobro.

Te trzy wymiary należą do ludzkiego umysłu. Są to nasze ograniczenia. Ramę my dajemy, boskość nie ma ram. Jest to tak: możemy patrzeć na niebo przez okno. Okno wygląda jak rama wokół nieba, ale niebo samo w sobie nie ma ramy. Jest nieskończone. To tylko okno daje mu ramę. Tak samo piękno, prawda i dobro są oknami, przez które możemy mieć wgląd w boskość.

Osobowość człowieka dzieli się na trzy warstwy. Jeśli dominuje intelekt, boskość przyjmuje kształt prawdy. Podejście intelektualne stwarza okno prawdy, ramę prawdy. Jeśli umysł jest emocjonalny, jeśli człowiek podchodzi do rzeczywistości nie poprzez głowę, ale poprzez serce, boskość staje się pięknem. Tą poetycką cechę ty nadajesz. To tylko rama. Intelekt daje ramę prawdy, emocja daje ramę piękna. A jeśli osobowość nie jest ani emocjonalna, ani intelektualna, jeśli dominuje działanie, ramą staje się dobro.

Dlatego tutaj, w Indiach, używamy tych trzech określeń dla boskości. Bhakti joga oznacza drogę oddania i jest przeznaczona dla typu emocjonalnego. Bóg widziany jest jako piękno. Jnana joga jest drogą wiedzy. Bóg widziany jest jako prawda. A karma joga jest drogą działania. Bóg jest dobrem.

Samo słowo “Bóg" pochodzi od słowa “dobro" (ang. God – good). Słowo to wywiera największy wpływ, ponieważ większość ludzi zdominowana jest aktywnością, nie intelektem czy emocją. Nie oznacza to, że nie ma intelektu czy emocji, ale nie są one cechami dominującymi. Bardzo nieliczni są intelektualni i bardzo nieliczni są emocjonalni. U większości ludzi dominuje działanie. Poprzez działanie Bóg staje się “dobrem".

Ale musi też istnieć biegun przeciwny, jeśli więc Bóg jest postrzegany jako dobro, diabeł będzie postrzegany jako zło. Umysł aktywny postrzega diabła jako zło, umysł emocjonalny postrzega diabła jako brzydotę, a umysł intelektualny postrzega diabła jako nieprawdę, iluzję, fałsz.

Te trzy cechy (prawda, dobro i piękno) są ludzkimi cechami zamykającymi w ramy boskość, która sama w sobie nie ma żadnych ram. Nie są one cechami boskości jako takiej. Gdyby ludzki umysł mógł postrzec boskość poprzez jakiś czwarty wymiar, wtedy ten czwarty wymiar również stałby się cechą boskości. Nie mówię, że boskość nie jest dobra. Mówię tylko tyle, że dobro jest cechą, którą to my wybraliśmy i to my ją widzimy. Gdyby w świecie nie było człowieka, boskość nie byłaby dobra, boskość nie byłaby piękna, boskość nie byłaby prawdziwa. Boskość i tak by istniała, ale te cechy, które my wybraliśmy, nie istniałyby. Są to cechy postrzegane przez człowieka. Możemy postrzegać boskość również jako inne cechy.

Nie wiemy czy zwierzęta postrzegają boskość, w ogóle nie wiemy jak postrzegają, ale jedno jest pewne: nie postrzegają boskości kategoriami ludzkimi. Jeśli w ogóle postrzegają boskość, czują i postrzegają ją zupełnie inaczej niż my. Cechy, które postrzegają, nie są takie same jak my je widzimy.

Gdy człowiek jest zdominowany intelektualnie, nie może wyobrazić sobie jak Bóg może być piękny. Samo to wyobrażenie jest jego umysłowi absolutnie obce. A poeta nie może wyobrazić sobie, że prawda mogłaby oznaczać wszystko oprócz piękna. Dla niego nie może ona oznaczać nic innego. Prawda jest pięknem, wszystko inne jest po prostu intelektualne. Dla poety, dla malarza, dla człowieka, który postrzega świat kategoriami serca, prawda jest czymś nagim, bez piękna. Jest jedynie kategorią intelektualną.

Dlatego jeśli jakiś konkretny umysł jest dominująco intelektualny, nie może zrozumieć umysłu emocjonalnego i vice versa. To dlatego tyle jest nieporozumień i tyle definicji. Ani jedna definicja nie może zostać zaakceptowana przez wszystkich ludzi. Bóg musi przyjść do ciebie według twoich własnych wyznaczników. Gdy definiujesz Boga, ty jesteś częścią tej definicji. Ta definicja pochodzi od ciebie – Bóg jako taki jest niedefiniowalny. Dlatego ci, którzy patrzą na niego przez te trzy okna, w pewnej mierze narzucili boskości swoje własne definicje.

Jest też możliwość czwartego sposobu widzenia boskości – dla tych, którzy wykroczyli w swej osobowości ponad te trzy podziały. W Indiach nie mamy określenia dla czwartego. Nazywamy go po prostu turiya (czwarty). Jest taki typ świadomości, w którym nie ma ani intelektualności, ani emocjonalności, ani aktywności, a jedynie świadomość. Wtedy nie patrzysz na niebo przez żadne okno. Wyszedłeś ze swego domu i znasz niebo bez okien. Nie ma żadnego wzorca, nie ma ramy.

Tylko ten typ świadomości, który poznał czwarty, może zrozumieć ograniczenia trzech pozostałych. Może zrozumieć trudności porozumienia między pozostałymi, i może zrozumieć podobieństwa między pięknem, prawdą i dobrem. Tylko czwarty typ może zrozumieć i tolerować. Trzy pozostałe typy zawsze będą się kłócić.

Wszystkie religie należą do któregoś z tych trzech typów. I ciągle się kłócą. Budda nie może brać udziału w tym konflikcie. On należy do czwartego typu. Mówi: “Wszystko to bzdura. Nie kłócicie się o cechy boskości, kłócicie się o swoje okna. Niebo z każdego okna jest takie samo."

Dlatego nie są to cechy boskości. Są to cechy boskości takie, jak my je postrzegamy! Gdybyśmy mogli zniszczyć nasze okna, poznalibyśmy boskość bez cech, nirguna. Wtedy wykraczamy ponad cechy. Dopiero wtedy nie wkrada się ludzkie rzutowanie.

Ale wtedy powiedzenie czegokolwiek jest bardzo trudne. Cokolwiek można powiedzieć o boskości, można powiedzieć tylko poprzez okna, ponieważ cokolwiek, co można wypowiedzieć, tak naprawdę określa okno, a nie samo niebo. Gdy wyjrzymy poza okno, niebo jest tak rozległe, tak nieograniczone. Nie można go zdefiniować. Żadne słowa do niego nie pasują, wszystkie teorie są nieodpowiednie.

Dlatego ten, kto jest w czwartym, nigdy o tym niczego nie mówi, a definicje boskości pochodzą od trzech pierwszych. Gdyby ktoś z czwartego w ogóle przemówił, mówiłby kategoriami, które wydają się być absurdalne, nielogiczne, irracjonalne. Sam sobie zaprzecza. Poprzez zaprzeczenia próbuje coś pokazać. Nie powiedzieć – pokazać.

Wittgenstein dokonał tego podziału. Powiedział, że są prawdy, które można wypowiedzieć, i są prawdy, które można pokazać, ale nie wypowiedzieć. Coś można zdefiniować, ponieważ istnieje to pomiędzy innymi rzeczami. Można to odnieść do innych rzeczy, porównać. Możemy, na przykład, zawsze powiedzieć, że stół nie jest krzesłem. Możemy zdefiniować go odwołując się do czegoś innego. Ma on granicę, do której dochodzi, i poza którą zaczyna się coś innego. Tak naprawdę zdefiniowana została tylko ta granica. Definicja oznacza granicę, od której zaczyna się to wszystko, co jest inne.

Ale o boskości nie można nic powiedzieć. Boskość jest totalna, dlatego nie ma granicy; nie ma granicy, za którą zaczynałoby się coś innego. Nie ma “czegoś innego". Boskość nie ma granic, ponieważ nie można jej zdefiniować.

Czwarte może tylko pokazać, może tylko wskazać. Dlatego to czwarte pozostało tak tajemnicze. I to czwarte jest najbardziej autentyczne, gdyż nie jest zabarwione ludzkimi postrzeżeniami. Wszyscy wielcy święci wskazywali, nic nie mówili. Czy to Jezus, Budda, Mahavir, czy Krishna, nie ma to znaczenia. Nic nie mówili, jedynie coś wskazywali – ot, palec wskazujący księżyc.

Ale zawsze jest ta trudność, że ulegniesz obsesji palca. Palec nie ma znaczenia, wskazuje coś innego. Nie może przykuć twojego wzroku. Jeśli chcesz zobaczyć księżyc, musisz zupełnie zapomnieć o palcu.

Jeśli chodzi o boskość, jest to największa trudność. Widzisz jakieś wskazanie, i czujesz, że to wskazanie samo w sobie jest prawdą. Wtedy cel ulega zniszczeniu. Palec nie jest księżycem, są to dwie zupełnie różne sprawy. Palec może pokazać księżyc, ale nie wolno trzymać się kurczowo palca. Jeśli chrześcijanin nie może zapomnieć Biblii, jeśli hindus nie może zapomnieć Gity, cały cel ulega zniszczeniu. Wszystko staje się bezcelowe, bezsensowne, i w pewnej mierze nie-religijne, anty-religijne.

Zawsze, gdy ktoś zbliża się do boskości, musi być świadomy swego własnego umysłu. Jeśli zbliża się do boskości przez umysł, boskość zostaje nim zabarwiona. Jeśli zbliżasz się do boskości bez umysłu, bez siebie, bez człowieka, jeśli zbliżasz się do boskości jako pustka, pewna próżnia, nicość, bez wcześniejszych wyobrażeń, bez jakiegoś uprzedzenia i chęci widzenia wszystkiego w określony sposób – poznajesz bezcechowość boskości; inaczej to nie nastąpi. Inaczej wszystkie cechy jakie nadajemy boskości, należą do ludzkich okien. Narzucamy je boskości.

Czy twierdzisz, że nie potrzebujemy używać okien do oglądania nieba?

Tak. Lepiej patrzeć przez okno niż nie patrzeć w ogóle, ale patrzenia przez okno nie można porównać z niebem bez okien.

Ale jak można przejść od pokoju do nieba bez okien?

Możesz przejść przez okno i wyjść do nieba, ale nie wolno ci pozostawać w oknie. Jeśli to nastąpi, to okno będzie już zawsze. To okno trzeba zostawić za sobą. Trzeba przez nie przejść i wykroczyć ponad nie.

Kiedy ktoś jest w niebie, nie ma słów – dopóki nie wróci do pokoju. Wtedy pojawia się opowieść...

Tak, można wrócić. Ale wtedy człowiek nie może być taki jak przedtem. Poznał to, co nie ma wzorców, nieskończoność. Wtedy nawet przez okno wie, że niebo nie ma żadnych wzorców, nie ma okien. Nawet spoza okna nie można go oszukać. Nawet jeśli okno jest zamknięte i pokój zalała ciemność, wie, że istnieje nieskończone niebo. Teraz nie może już być taki sam jak przedtem.

Gdy poznałeś nieskończone, stałeś się nieskończonym. Jesteśmy tym, co poznaliśmy, co odczuliśmy. Gdy poznałeś nieograniczone, bezgraniczne, w pewnej mierze stałeś się nieskończony. Poznanie czegoś oznacza stanie się tym. Poznanie miłości oznacza bycie miłością, poznanie modlitwy to bycie modlitwą, poznanie boskości to bycie boskością. Poznanie jest urzeczywistnieniem, poznanie jest istnieniem.

Czy wszystkie trzy okna stają się jednym?

Nie. Każde okno pozostaje takie, jakim było. Okno się nie zmienia, ty się zmieniłeś. Jeśli ktoś jest emocjonalny, wyjdzie poza i przejdzie przez to okno, ale nie będzie zaprzeczał innym oknom, nie będzie im przeciwny. Teraz będzie rozumiał te inne okna. Wie, że inne okna też prowadzą do tego samego nieba.

Kiedy już jesteś pod niebem, wiesz, że inne okna są częścią tego samego domu. Możesz teraz przejść do innych okien, albo nie. Od ciebie to zależy. Nie potrzebujesz, jedno okno wystarcza. Jeśli ktoś jest taki jak Ramakrishna, będzie podchodził do innych okien aby sprawdzić czy widać przez nie to samo niebo. Zależy to od człowieka. Można wyglądać przez pozostałe okna, można nie wyglądać.

A tak naprawdę nie ma takiej potrzeby. Poznanie nieba wystarcza. Ale można szukać, być ciekawym. Wtedy ten człowiek będzie patrzył przez pozostałe okna. Byli ludzie, którzy wędrowali, i byli tacy, którzy nie wędrowali. Ale gdy ktoś raz pozna otwarte niebo, nie będzie zaprzeczał istnieniu innych okien, nie będzie zaprzeczał istnieniu innych podejść. Potwierdzi, że ich okna otwierają się na to samo. Dlatego człowiek, który poznał niebo, staje się religijny, nie sekciarski. Umysł sekciarski zostaje za oknem, umysł religijny wychodzi poza nie.

Ten, kto zobaczył niebo, może wędrować; może podchodzić do innych okien. Jest nieskończenie wiele okien. Te są głównymi typami, ale nie są jedynymi oknami. Jest tyle możliwych kombinacji.

Czy są okna dla każdej świadomości, dla każdego człowieka?

Tak. W pewnej mierze każdy dochodzi do boskości przez swoje własne okno. A każde okno jest z gruntu inne od wszystkich pozostałych. Nieskończenie wiele jest okien, nieskończenie wiele jest sekt. Każdy człowiek ma swoją własną sektę. Dwaj chrześcijanie nie są tacy sami. Jeden chrześcijanin różni się od innego tak samo jak chrześcijaństwo różni się od hinduizmu.

Kiedy dojdziesz do nieba, wiesz, że wszystkie różnice należą do tego samego domu. Nie należą do ciebie. Należą do domu, w którym żyjesz, z którego patrzysz, poprzez który odczuwasz, ale nie do ciebie jako takiego.

Kiedy dochodzisz do nieba, wiesz, że ty też byłeś częścią tego nieba, tyle tylko, że żyłeś w murach. Niebo wewnątrz domu nie różni się od nieba poza domem. Kiedy wyjdziemy na zewnątrz, wiemy, że te bariery nie były prawdziwe. Nawet ściana nie jest dla nieba barierą, w ogóle nie podzieliła nieba. Stwarza pozór jakby niebo było podzielone – że to jest mój dom, a tamten jest twój, że niebo w moim domu należy do mnie, a niebo w twoim domu należy do ciebie. Ale gdy poznasz niebo samo w sobie, nie będzie różnicy. Wtedy nie ma ludzi indywidualnych, pojedynczych. Wtedy fale zostają zatracone i pozostaje tylko ocean. Znów wejdziesz do wewnątrz, ale teraz nie jesteś czymś różnym od nieba.

Wygląda na to, że jest bardzo niewielu chrześcijan, którzy doszli do nieba i wrócili ze swoim wyobrażeniem. Są tacy. Święty Franciszek, Eckhart, Bóhme...

Nie mówili nam, że jest to to samo niebo?

Nie mogli. Niebo zawsze jest to samo, ale oni nie mogli opisywać nieba tak samo. Opisy nieba zawsze muszą być różne, ale to, co jest opisywane, nie jest różne.

Dla tych, którzy nie poznali tego, co jest opisywane, opis jest wszystkim. Wtedy różnice stają się bardzo wyraźne. Ale wszystko, co jest w opisie, to tylko wybór, fragment. Całości nie można opisać, tylko część całości można opisać. A gdy zostanie opisana, staje się martwa.

Święty Franciszek może opisywać tylko tak, jak może to robić Święty Franciszek. Nie może opisywać tak, jak Mahomet, bo opis nie pochodzi od nieba. Opis pochodzi z wzorca, z indywidualności. Pochodzi z umysłu, pamięci, wykształcenia, doświadczenia; ze słów, z języka, sekty; z tego, żywe. Opis pochodzi z tego wszystkiego. Nie jest możliwe, aby przekaz pochodził tylko od Świętego Franciszka, ponieważ opis nigdy nie może być indywidualny. Musi być zbiorowy, albo będzie zupełnym fiaskiem.

Jeśli ja podam opis w swoim własnym języku, nikt tego nie zrozumie. Kiedy doświadczyłem nieba, doświadczyłem go bez innych ludzi. W chwili poznania byłem totalnie samotny. Nie było języka, nie było słów. Ale kiedy podaję opis, podaję opis innym ludziom, którzy nie poznali. Muszę mówić ich językiem. Muszę używać języka, który znany był mi przez moim poznaniem.

Święty Franciszek używa języka chrześcijańskiego. Jeśli chodzi o mnie, religie to tylko różne języki. Dla mnie chrześcijaństwo jest pewnym konkretnym językiem pochodzącym od Jezusa Chrystusa. Hinduizm jest innym językiem, buddyzm jest innym językiem. Różnicą zawsze jest język. A jeśli ktoś zna tylko język, a nie zna doświadczenia, ta różnica musi być olbrzymia.

Jezus mówił “królestwo Boże", bo mówił kategoriami, które jego słuchacze mogli zrozumieć. Słowo “królestwo" przez jednych zostało zrozumiane, przez innych nie. Pojawił się krzyż, potem nastąpiło ukrzyżowanie. Ci, którzy zrozumieli Jezusa, zrozumieli co miał na myśli mówiąc “Królestwo Boże", a ci, którzy nie mogli zrozumieć, sądzili, że mówił on o królestwie na ziemi.

Ale Jezus nie mógł używać słów Buddy. Budda nigdy by nie użył słowa “królestwo". Jest wiele powodów istnienia tej różnicy. Jezus pochodził z biednej rodziny, jego język był językiem człowieka biednego. Dla człowieka biednego słowo “królestwo" jest bardzo ekspresyjne, ale dla Buddy w tym słowie nie było niczego szczególnego, ponieważ Budda sam był księciem. To słowo dla Buddy nie miało żadnego znaczenia, ale dla Jezusa było pełne treści.

Budda stał się żebrakiem, a Jezus stał się królem. Tak musi być. Drugi biegun staje się istotny. Nieznany biegun staje się wyrazem tego, co nieznane. Dla Buddy żebranie było czymś najbardziej nieznanym, przyjął więc on formę nieznanego, formę żebraka. Dla niego słowo bhikku (żebrak) stało się najbardziej istotnym określeniem.

W Indiach słowa bhikku nigdy się nie używa, ponieważ tylu jest tam żebraków. Zamiast niego używamy słowa swami (pan). Gdy ktoś staje się sannyasinem, gdy dokonuje wyrzeczenia, staje się swami, panem. Ale gdy Budda dokonał wyrzeczenia, stał się bhikku, żebrakiem. Dla Buddy słowo to zawierało coś, czego nie mogło oznaczać dla Jezusa.

Jezus mógł mówić tylko kategoriami zapożyczonymi z kultury żydowskiej. Coś mógł zmienić tutaj, coś tam, ale nie mógł zmienić całości języka, bo nikt by go nie zrozumiał. Dlatego w pewnym sensie nie był chrześcijaninem. Zanim pojawił się Święty Franciszek, rozwinęła się kultura chrześcijańska ze swoim własnym językiem. Dlatego Święty Franciszek był większym chrześcijaninem niż sam Chrystus. Chrystus pozostał Żydem, całe jego życie było żydowskie. Inaczej być nie mogło.

Jeśli rodzisz się jako chrześcijanin, chrześcijaństwo może nie mieć dla ciebie żadnego wyrazu, może cię w ogóle nie dotykać. Im bardziej je poznajesz, tym bardziej staje się bez znaczenia. Tajemnica zostaje zatracona. Dla chrześcijanina nastawienie hinduskie może mieć więcej znaczenia, może być bardziej istotne. Ponieważ jest nieznane, może wyrażać niepoznawalne.

Moim zdaniem lepiej jest nie trwać w religii, w której człowiek się urodził. Nastawienia i wierzenia, które zostały dane mu przy narodzinach, kiedyś będą musiały zostać zanegowane, inaczej przygoda nigdy się nie zacznie. Nie należy pozostawać tam, gdzie się człowiek urodził. Trzeba wędrować do nieznanych zakątków i doznawać z tego radości.

Czasem nie rozumiemy tego, o czym sądzimy, że zrozumieliśmy to najlepiej. Chrześcijanin sądzi, że rozumie chrześcijaństwo. To staje się barierą. Buddysta myśli, że rozumie buddyzm ponieważ

go zna, ale samo to poczucie poznania staje się przeszkodą. Tylko to, co nieznane, może stać się magnetyczne, okultystyczne, ezoteryczne.

Trzeba wykroczyć ponad okoliczności własnych narodzin. To tylko przypadek, że ktoś urodził się jako chrześcijanin, to tylko przypadek, że ktoś urodził się jako hindus. Nie należy być zamkniętym w warunkach swoich narodzin. Jeśli chodzi o religię, trzeba dwakroć się narodzić. Trzeba pójść do nieznanych zakątków. Tam jest poruszenie. Zaczyna się poszukiwanie.

Religie są w pewnej mierze komplementarne. Muszą działać także dla innych, muszą akceptować inne religie. Chrześcijanin, albo hindus, albo żyd, muszą znać dreszczyk nawrócenia. Dreszczyk nawrócenia stwarza podłoże do przemiany. Zawsze, gdy ktoś przybywa z Zachodu na Wschód, jest coś nowego. Wschodnie nastawienie jest tak odmienne, że nie może być określane znanymi kategoriami. Całe nastawienie jest przeciwne temu, z czym jesteś obeznany, jeśli więc chcesz je poznać, musisz się zmienić.

To samo dzieje się wtedy, gdy ktoś ze Wschodu przybywa na Zachód. To powinno nastąpić. Trzeba być otwartym, aby mogło to nastąpić. To nieznane, nieznajome, stwarza zmianę.

W Indiach nie mogliśmy stworzyć religii takiej jak chrześcijaństwo. Nie mogliśmy stworzyć teologii. Nie mogliśmy stworzyć Watykanu, Kościoła. Są świątynie, ale nie ma Kościoła. Umysł Wschodu jest z gruntu nielogiczny, w pewnym sensie musi więc być chaotyczny. Musi być zindywidualizowany, nie może być zorganizowany.

Ksiądz katolicki jest bardzo inny. Został wyszkolony tak, aby był częścią organizacji. Jego miejsce jest gdzieś w hierarchii. I to się sprawdza. Establishment, hierarchia, są logiczne, dlatego chrześcijaństwo zdołało rozprzestrzenić się na cały świat.

Hinduizm nigdy nikogo nie próbował nawracać. Nawet jeśli ktoś sam się nawracał, dla hinduizmu nie było to wygodne. Jest to religia nie do nawracania, nie-organizacyjna. Nie ma w niej stanu duchownego w takim sensie, jak w chrześcijaństwie. Mnich hinduski jest po prostu wędrującym człowiekiem, bez hierarchii, bez przynależności do jakiegoś establishmentu. Jest absolutnie pozbawiony korzeni. Jeśli chodzi o świat zewnętrzny, podejście to musi prowadzić do klęski, ale pod względem pojedynczego człowieka, pod względem wewnętrznych głębi, musi zakończyć się sukcesem.

Vivekanandę bardzo przyciągało chrześcijaństwo. Stworzył Zakon Ramakrishny, oparty na strukturze duchowieństwa chrześcijańskiego. Dla Wschodu jest to religia bardzo obca, bardzo inna. Jest absolutnie zachodnia. Umysł Vivekanandy w ogóle nie był umysłem wschodnim. I tak samo, jak mówię, że Vivekananda był zachodni, tak samo twierdzę, że Eckhart i Święty Franciszek byli wschodni. Ich miejscem zasadniczo był Wschód.

Jezus sam należał do Wschodu. Ale chrześcijaństwo nie należy do Wschodu, należy do Zachodu. Jezus był zasadniczo wschodni, był przeciwny kościołowi, przeciwny organizacji. To stworzyło ten konflikt.

Umysł zachodni myśli kategoriami logiki, rozumu, systemu, argumentacji. Nie może zajść głęboko, pozostaje na powierzchni. Jest bardzo ekstensywny, ale nigdy nie jest intensywny.

Zorganizowane religie są więc dla nas ograniczeniem. Abyśmy mogli zobaczyć niebo, muszą odejść.

Tak. Zasłaniają one okno. Są przeszkodami.

Czy umyśl Zachodu będzie musiał rozwinąć się tak samo jak umyśl Wschodu?

Umysł Zachodu może odnieść sukcesy w nauce, ale nie może zyskać powodzenia w świadomości religijnej. Zawsze, gdy rodzi się umysł religijny, nawet na Zachodzie, jest wschodni. U Eckharta, u Bóhme'a, umysł w swej naturze jest wschodni. A zawsze wtedy, gdy na Wschodzie rodzi się umysł naukowy, jest zachodni. Wschód i Zachód to nie określenia geograficzne. “Zachód" oznacza “arystoteliański", a “Wschód" oznacza “nie-arystoteliański", “Zachód" oznacza równowagę, a “Wschód" oznacza nierównowagę, “Zachód" oznacza racjonalność, a “Wschód" oznacza irracjonalność.

Tertulian był jednym z najbardziej wschodnich umysłów na Zachodzie. Powiedział: “Wierzę w Boga, ponieważ wierzenie jest niemożliwe. Wierzę w Boga, ponieważ jest to absurdalne." Jest to podstawowe nastawienie Wschodu – ponieważ jest to absurdalne. Nikt na Zachodzie nie może tego powiedzieć. Na Zachodzie mówi się, że należy w coś wierzyć tylko wtedy, gdy jest to racjonalne. Inaczej jest to tylko przekonanie, przesąd.

Eckhart też jest umysłem wschodnim. Powiada: “Jeśli wierzysz w niemożliwe, nie jest to wiara. Jeśli wierzysz w argument, nie jest to religia. Są to fragmenty nauki. Tylko wtedy, gdy wierzysz w absurdalne, zaczyna przychodzić do ciebie coś, co jest poza umysłem." Ta idea nie jest zachodnia. Należy do Wschodu.

Konfucjusz z kolei jest umysłem Zachodu. Ludzie na Zachodzie mogą zrozumieć Konfucjusza, ale nigdy nie zrozumieją Lao Tzu. Lao Tzu powiada: “Jesteś głupcem, ponieważ jesteś tylko racjonalny. Bycie racjonalnym, rozumowym, nie wystarcza. To, co irracjonalne musi mieć miejsce, w którym może istnieć. Dopiero wtedy, gdy człowiek jest równocześnie racjonalny i nieracjonalny, jest rozumny."

Człowiek totalnie racjonalny nie może być rozumny. Rozum ma własne zakątki irracjonalizmu. Dziecko rodzi się w ciemnym łonie. Kwiat rodzi się w ciemności, w podziemnych korzeniach. Ciemności nie można zaprzeczać, jest ona podstawą. Jest czymś najbardziej istotnym, najbardziej życiodajnym.

Umysł Zachodu ma coś, co może być jego wkładem do świata. Jest to nauka, nie religia. Umysł Wschodu może wnieść wkład jedynie religii, nie techniki czy nauki. Nauka i religia są komplementarne. Jeśli uświadomimy sobie te różnice i ich komplementarność, może się z tego narodzić lepsza kultura świata.

Jeśli ktoś potrzebuje nauki, powinien jechać na Zachód. Ale jeśli Zachód tworzy jakąś religię, nigdy nie stanie się ona czymś więcej niż tylko teologią. Na Zachodzie podajesz argumenty, aby udowodnić sobie, że Bóg istnieje. Argumenty na istnienie Boga! Na Wschodzie jest to niewyobrażalne. Nie możesz udowodnić istnienia Boga. Sam wysiłek jest pozbawiony sensu. To, co można udowodnić, nigdy nie będzie Bogiem, będzie to naukowy wniosek. Na Wschodzie mówimy, że boskość jest nieudowadnialna. Kiedy znudzisz się swoimi dowodami, wtedy wskocz w samo doświadczanie, wskocz w samą boskość.

Umysł Wschodu może być jedynie pseudonaukowy, tak samo, jak umysł Zachodu może być tylko pseudoreligijny. Stworzyłeś na Zachodzie wielką teologię, nie tradycję religijną. Tak samo na Wschodzie, zawsze, gdy próbujemy dokonać czegoś naukowego, tworzymy jedynie techników, nie naukowców, ludzi wiedzy, nie odkrywców, twórców.

Dlatego nie przychodź na Wschód z umysłem Zachodu, bo nie zrozumiesz. I swoje niezrozumienie będziesz obnosił jako zrozumienie. Nastawienie Wschodu jest zdecydowanie przeciwne. Tylko przeciwieństwa są komplementarne, jak mężczyzna i kobieta.

Umysł Wschodu jest kobiecy, umysł Zachodu jest męski. Umysł Zachodu jest agresywny. Logika musi być agresywna, gwałtowna. Religia jest przyjmująca, jak kobieta. Boga można tylko przyjąć, nie można go odkryć albo wynaleźć. Trzeba być jak kobieta: totalnie przyjmującym, jedynie otwartym i czekającym. To właśnie jest znaczenie medytacji – bycie otwartym i czekającym.

Ramakrishna mówił, że dla obecnego wieku podejście bhakti jest najbardziej odpowiednie. Czy tak jest?

Nie. Ramakrishna mówił, że bhakti joga jest najbardziej odpowiednim podejściem, bo była najbardziej odpowiednia dla niego. Jest to główne okno, przez które wyszedł do nieba. Nie chodzi o to, czy jakieś podejście jest odpowiednie czy nieodpowiednie dla danego wieku. Nie można myśleć kategoriami wieku.

Stulecia żyją sobie współcześnie. Zdaje się, że jesteśmy ludźmi współczesnymi, ale tak może nie być. Mogę żyć dwadzieścia wieków wstecz. Nic nie jest absolutnie przeszłe. Dla kogoś jest to teraźniejsze. Nic nie jest absolutnie przyszłe. Dla kogoś jest to teraźniejsze. I nic też nie jest absolutnie teraźniejsze. Dla kogoś jest to przeszłe, dla kogoś innego jeszcze to nie nastąpiło. Dlatego nie można wyrazić żadnego kategorycznego stwierdzenia na temat wieku jako takiego.

Ramakrishna był oddanym. Przyszedł do Boga przez modlitwę i miłość, poprzez emocję. Urzeczywistnił w ten właśnie sposób, dlatego jemu wydawało się, że pomogłoby to każdemu. Nie mógł zrozumieć, że dla innych jego droga może być trudna. Bez względu na to ile mamy w sobie współczucia, zawsze widzimy innych w świetle swoich własnych doświadczen. Dlatego dla Ramakrishny tą drogą zdawała się być bhakti joga, droga oddania.

Jeśli chcemy myśleć kategoriami wieku, możemy powiedzieć, że ten wiek jest najbardziej intelektualny, najbardziej naukowy, najbardziej techniczny, najmniej dewocyjny, najmniej emocjonalny. To, co Ramakrishna mówił, że było słuszne dla niego, mogło być słuszne dla ludzi będących razem z nim, ale Ramakrishna nigdy nie wywarł wpływu na większą część świata. Zasadniczo jego miejscem jest wioska, umysł nie-techniczny, nie-naukowy. Był wieśniakiem, niewykształconym, nieobeznanym z większym światem, dlatego to, co mówił, należy rozumieć zgodnie z jego wiejskim językiem. Nie mógł wyobrazić sobie dni, które teraz nadeszły. Zasadniczo był częścią świata chłopstwa, gdzie intelekt nic nie znaczy, a emocja jest wszystkim. Nie był człowiekiem tej epoki. To, co mówił, było całkowicie słuszne dla świata, w którym żył, ale nie dla świata, który istnieje obecnie.

Te trzy typy zawsze istniały – intelektualny, aktywny, emocjonalny. Zawsze będzie między nimi równowaga, tak samo jak zawsze jest równowaga między mężczyznami i kobietami. Równowaga nie może zostać zatracona na dłuższy czas. Jeśli zostaje zatracona, szybko będzie odzyskana.

Na Zachodzie zatraciliście równowagę. Intelekt stał się czynnikiem dominującym. Może przemawia do ciebie, że Ramakrishna powiedział “Oddanie jest ścieżką dla tego wieku" – ponieważ utraciłeś tę równowagę. Ale Vivekananda mówi coś przeciwnego. Ponieważ Wschód także utracił równowagę, jest zasadniczo intelektualny. Służy to tylko zrównoważeniu istniejącego ekstremum. W pewnym sensie jest to komplementarne.

Ramakrishna był typem emocjonalnym, a jego główny uczen był typem intelektualnym. Musiało tak być. Jest to dopasowanie: czynnik męski i żeński. Ramakrishna jest absolutnie kobiecy, nie-agresywny, przyjmujący. Płeć jest nie tylko w biologii, jest wszędzie. W każdej dziedzinie, tam, gdzie tylko jest polarność, jest płeć, i to, co jest przeciwieństwem, zostaje przyciągnięte.

Vivekanandy nie mógł przyciągnąć żaden intelektualista. Nie mógł, nie byłby biegunowym przeciwieństwem. W Bengalu żyli giganci intelektualni. On jeździł do nich, odwiedzał ich, i wracał z pustymi rękoma. Nie przyciągało go to. Ramakrishna był najmniej intelektualnym z ludzi. Był wszystkim tym, czym Vivekananda nie był, wszystkim tym, czego szukał.

Vivekananda był przeciwieństwem Ramakrishny, dlatego to, czego nauczał w imię Ramakrishny, nie było w tym samym duchu co nauki samego Ramakrishny. Dlatego ktokolwiek przybył do Ramakrishny przez Vivekanandę, w ogóle nie mógł dotrzeć do Ramakrishny. Ktokolwiek rozumiał interpretację Ramakrishny dokonaną przez Vivekanandę, nie mógł zrozumieć samego Ramakrishny. Ta interpretacja pochodziła z biegunowego przeciwieństwa.

Gdy ludzie mówią: “Bez Vivekanandy nigdy nie dowiedzielibyśmy się o Ramakrishnie", w pewnym sensie jest to słuszne. Bez Vivekanandy świat nigdy nie dowiedziałby się o Ramakrishnie. Ale cokolwiek jest znane o Ramakrishnie za pośrednictwem Vivekanandy, jest z gruntu nieprawdziwe. Jest to niewłaściwa interpretacja. Jest tak dlatego, że jego typ jest dokładnie przeciwny typowi Ramakrishny. Ramakrishna nigdy nie argumentował, Vivekananda dyskutował. Ramakrishna nie miał żadnej wiedzy, Vivekananda był człowiekiem wykształconym. To, co Vivekananda powiedział o Ramakrishnie, zostało powiedziane przez zwierciadło Vivekanandy. Nigdy nie było autentyczne. Nie mogło być.

Zawsze tak się dzieje. Będzie tak się działo. Budda przyciąga ludzi, którzy są jego biegunowymi przeciwieństwami. Mahavir i Jezus przyciągają ludzi, którzy duchowo są przeciwną płcią. Te przeciwieństwa stwarzają organizację, zakon. Interpretują. Uczniowie sami w sobie stają się fałszem. Ale tak już jest. Nie można nic z tym zrobić.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.soulfu.pun.pl www.wskrzeszenizpopiolow.pun.pl www.jinchuurikiteam.pun.pl www.smoczyszpon.pun.pl www.chemiaumcs.pun.pl