..::Jestestwo::..

Psychologia Psychotroniczna.

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

#1 2013-12-13 14:37:15

 Bartimaei

Administrator

Zarejestrowany: 2013-12-12
Posty: 100
Punktów :   

~ 12. Równowaga racjonalizmu i nieracjonalności.

Równowaga racjonalizmu i nieracjonalności

Jakie czynniki przypisujesz rewolcie młodzieży na Zachodzie i dlaczego tylu młodych ludzi z Zachodu ogarnia zainteresowanie religią i filozofią Wschodu?

Umysł jest czymś bardzo sprzecznym. Działa w kierunku biegunowych przeciwieństw. A nasz logiczny sposób myślenia zawsze wybiera jedną stronę, a drugą neguje. Dlatego logika jest pozbawiona sprzeczności, ale umysł działa w oparciu o sprzeczności. Umysł działa w przeciwieństwach, a logika działa linearnie.

Umysł ma na przykład dwie możliwości: być w złości albo być w ciszy. Jeśli możesz być w złości, nie oznacza to, że na drugim ekstremum nie możesz być w nie-złości. Jeśli można wytrącić cię z równowagi, nie znaczy to, że nie możesz być wyciszony. Umysł stale działa w obu kierunkach. Jeśli możesz być w pełni miłości, możesz być w pełni nienawiści. Jedno nie przeczy drugiemu.

Ale jeśli kochasz, zaczynasz myśleć, że jesteś niezdolny do nienawiści. Wtedy nienawiść stale gromadzi się wewnątrz, a kiedy docierasz do szczytu miłości, wszystko zostaje rozbite w proch. Zapadasz się w nienawiść. I to nie tylko umysł racjonalny tak działa – społeczeństwo też.

Zachód dotarł do szczytu myślenia racjonalnego. Teraz odwet weźmie nieracjonalna część umysłu. Nieracjonalności odmawiano wyrażania siebie, i w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat bierze ona odwet na wiele sposobów: poprzez sztukę, poezję, dramat, literaturę, filozofię. A teraz nawet poprzez życie. Dlatego bunt młodych ludzi jest tak naprawdę buntem nieracjonalnej części umysłu przeciwko nadmiarowi racjonalizmu.

Wschód może być pomocny dla ludzi na Zachodzie, bo Wschód żyje z tą drugą częścią umysłu, nieracjonalną. I też dotarł do szczytu, szczytu nieracjonalizmu. Teraz młodzi ludzie na Wschodzie bardziej interesują się komunizmem niż religią, bardziej interesują się myśleniem racjonalnym niż życiem nieracjonalnym. Widzę to tak, że wahadło porusza się teraz dokładnie w przeciwnym kierunku. Wschód będzie przypominał Zachód, a Zachód stanie się taki jak Wschód.

Zawsze, gdy jedna część umysłu dociera do szczytu, zmierzasz ku przeciwieństwu. Tak zawsze było w historii. Dlatego teraz na Zachodzie medytacja będzie miała większe znaczenie. Poezja zyska nowy oddźwięk, a nauka upadnie. Współczesna młodzież Zachodu będzie anty-techniczna, anty-naukowa. Jest to proces naturalny, automatyczne zrównoważenie ekstremum.

Nie zdołaliśmy dotąd stworzyć osobowości łączącej obie polarności, która nie jest ani wschodnia, ani zachodnia. Zawsze wybieramy jedną część umysłu, część przeciwna pozostaje głodna, zagłodzona. I musi nastąpić bunt. Wszystko, z czym pracowaliśmy i co rozwijaliśmy, zostanie rozbite w pył, a umysł pójdzie do drugiego bieguna. Tak było w całej historii, jest to dialektyczne.

Dla Zachodu medytacja będzie miała teraz więcej znaczenia niż myślenie, gdyż medytacja oznacza nie-myślenie. Zen będzie bardziej przyciągał, buddyzm będzie bardziej przyciągał, joga będzie bardziej przyciągała. Są to nieracjonalne nastawienia do życia. Nie podkreślają konceptualizacji, teorii, teologii. Podkreślają pragnienie wejścia głęboko w egzystencję, nie w myślenie. Według mnie, im technika bardziej trzyma umysł, tym bardziej prawdopodobne jest, że pojawi się ten drugi biegun.

Bunt młodych ludzi na Zachodzie jest bardzo znaczący, bardzo istotny. Jest to historyczny punkt przemiany, pełnej zmiany świadomości. Teraz Zachód nie może dalej być taki, jaki był. Osiągnięty został punkt głębokiego kryzysu. Teraz Zachód musi pójść w innym kierunku.

Całe społeczeństwo na Zachodzie jest teraz bogate. Kiedyś bogaci byli pojedynczy ludzie, ale nigdy całe społeczeństwo. Kiedy społeczeństwo staje się bogate, bogactwa tracą znaczenie. Mają znaczenie tylko w biednym społeczeństwie. Ale nawet w biednym społeczeństwie, gdy ktoś staje się bogaty, ogarnia go znudzenie. Im bardziej człowiek jest wrażliwy, tym wcześniej stanie się znudzony. Budda jest po prostu znudzony. Wszystko zostawił.

Całe nastawienie współczesnej młodzieży jest nastawieniem znudzenia pustym bogactwem. Młodzież opuszcza społeczeństwo, i będzie je opuszczać dotąd, aż społeczeństwo stanie się biedne. Wtedy nie będą mogli go opuścić. To opuszczenie, to wyrzeczenie, może istnieć tylko w bogatym społeczeństwie. Jeśli dojdzie do ekstremum, społeczeństwo upadnie. Wtedy technika nie będzie się rozwijać, a jeśli to będzie trwało, Zachód stanie się taki, jak dziś wygląda Wschód.

Na Wschodzie ludzie zwracają się ku drugiemu ekstremum. Tworzą społeczeństwo dokładnie takie, jak na Zachodzie. Wschód zwraca się ku Zachodowi, a Zachód zwraca się na Wschód, ale choroba jest taka sama. Tak, jak ja to widzę, tą chorobą jest nierównowaga, akceptacja jednego i zaprzeczanie drugiemu.

Nigdy nie pozwoliliśmy rozkwitnąć ludzkiemu umysłowi w jego totalności. Zawsze wybieraliśmy jedną jego część przeciw drugiej, kosztem tej drugiej. To jest tragedia. Dlatego nie opowiadam się ani po stronie życia wschodniego, ani po stronie życia zachodniego. Jestem przeciwny obojgu, bo są to nastawienia częściowe. Nie należy wybierać ani Wschodu, ani Zachodu – oba zawiodły. Wschód zawiódł wybierając religię, a Zachód zawiódł wybierając naukę. Dopóki i jedno i drugie nie zostanie wybrane, nie ma wyjścia z tego błędnego koła.

Możemy zmienić się z jednego ekstremum w drugie. Jeśli w Japonii będziesz mówić o buddyzmie, żaden młody człowiek nie będzie chciał cię słuchać. Ich interesuje technika, a ciebie interesuje buddyzm zen. W Indiach nowe pokolenie w ogóle nie jest zainteresowane religią. Interesuje ich ekonomia, polityka, technika, inżynieria, nauka – wszystko, oprócz religii. Młodzież na Zachodzie interesuje się religią, a młodzież na Wschodzie interesuje się nauką. Jest to jedynie przeniesienie obciążenia z jednego ekstremum do drugiego. To samo fałszywe przekonanie dalej będzie istniało. Interesuje mnie umysł totalny, taki umysł, który nie jest ani wschodni, ani zachodni, który jest po prostu ludzki: umysł globalny. Łatwo jest żyć z jedną częścią umysłu, ale jeśli chcesz żyć z obiema częściami, musisz żyć życiem bardzo niekonsekwentnym. Oczywiście, niekonsekwentnym z pozoru. Na głębszym poziomie masz pewną konsekwencję, duchową harmonię.

Człowiek pozostaje duchowo ubogi dopóki to biegunowe przeciwieństwo nie stanie się jego częścią. Wtedy staje się bogaty. Jeśli jesteś tylko artystą i nie masz umysłu naukowego, twoja sztuka musi być biedna. Bogactwo przychodzi tylko wtedy, gdy jest przeciwieństwo. Jeśli w pokoju będą tylko mężczyźni, czegoś temu pokojowi będzie brakowało. Gdy tylko wejdzie do niego kobieta, ten pokój staje się duchowo bogaty. Teraz są oba biegunowe przeciwieństwa. Ta całość staje się większa.

Umysł nie może być sztywny. Matematyk będzie bogatszy jeśli zdoła wejść w świat sztuki. Jeśli jego umysł ma wolność odejścia od swoich głównych fiksacji, a potem wrócenia do nich, będzie on bogatszym matematykiem. Poprzez przeciwieństwo następuje skrzyżowanie gatunków. Zaczynasz na wszystko patrzeć w inny sposób. Twoja totalna perspektywa będzie bogatsza.

Człowiek powinien mieć umysł religijny razem z naukowym wykształceniem, umysł naukowy razem z duchową dyscypliną. Nie widzę w tym obiektywnych niemożliwości. Przeciwnie, sądzę, że umysł będzie żywszy, gdy potrafi przemieszczać się od jednego do drugiego. Medytacja oznacza dla mnie zdolność głębokiego poruszania się we wszystkich kierunkach, wolność od fiksacji.

Na przykład, jeśli stanę się zbyt logiczny, potem nie jestem w stanie zrozumieć poezji. Logika staje się fiksacją. Wtedy, gdy słucham poezji, moja fiksacją dalej istnieje. Poezja zdaje się być absurdalna. Nie dlatego, że taka jest, ale dlatego, że mam fiksację na punkcie logiki. Z punktu widzenia logiki poezja jest absurdalna. Z drugiej strony, jeśli będę miał fiksację na punkcie poezji, zacznę myśleć o logice jako o czymś jedynie utylitarnym, bez żadnej głębi. Stanę się na nią zamknięty.

To zaprzeczenie jednej części przez drugą dzieje się przez całą historię. Każdy okres, każdy naród, każda część świata, każda kultura, zawsze wybierały jedną część i tworzyły wokół niej pewna osobowość. Ta osobowość była biedna, wiele jej brakowało. Ani Wschód nie był duchowo bogaty, ani Zachód. Nie mogą być. Bogactwo przychodzi tylko z przeciwieństw, z wewnętrznej dialektyki. Według mnie, nie warto wybierać ani Wschodu, ani Zachodu. Trzeba wybrać inną cechę umysłu. Przez tą cechę rozumiem to, że człowiek jest pogodzony z samym sobą, bez wybierania.

Rośnie drzewo. Możemy odciąć wszystkie konary poza jednym i pozwolić drzewu rosnąć tylko w jednym kierunku. Będzie ono bardzo biednym drzewem, bardzo brzydkim, a w końcu znajdzie się w głębokich kłopotach, bo jeden konar nie może sam rosnąć. Może rosnąć tylko pośród rodziny konarów. Musi przyjść chwila, gdy ten konar odczuje, że dotarł do martwego punktu. Teraz nie może już rosnąć. Aby drzewo mogło naprawdę rosnąć, trzeba mu pozwolić rosnąć we wszystkich kierunkach. Dopiero wtedy drzewo będzie bogate, silne.

Duch człowieka musi rosnąć tak, jak drzewo, we wszystkich kierunkach. Trzeba porzucić to wyobrażenie, że nie możemy rosnąć w przeciwnych kierunkach. Tak naprawdę, możemy wzrastać tylko wtedy, gdy rośniemy w przeciwnych kierunkach. Do tej pory mówiliśmy, że musimy się specjalizować, że trzeba wzrastać tylko w jednym określonym kierunku. Wtedy dzieje się coś brzydkiego. Człowiek rośnie w jakimś kierunku i wszystkiego mu brak. Staje się konarem, nie drzewem. I nawet ten konar musi być biedny.

Podcinamy nie tylko konary umysłu, podcinamy też korzenie. Dopuszczamy tylko jeden korzeń i jeden konar, i dlatego na całym świecie – na Wschodzie, na Zachodzie, wszędzie – rozwinął się bardzo wygłodzony człowiek. I ludzi na Wschodzie przyciąga Zachód, a ludzi na Zachodzie przyciąga Wschód, ponieważ człowieka przyciąga to, czego mu brakuje.

Z powodu potrzeb ciała Zachód zaczął przyciągać Wschód, a z powodu potrzeb ducha Wschód stał się atrakcyjny dla Zachodu. Ale nawet jeśli zamienimy pozycje, zmienimy nastawienia, ta choroba pozostanie taka sama. Nie jest to kwestia zmiany pozycji, jest to kwestia zmienienia całej perspektywy.

Nigdy nie zaakceptowaliśmy całości ludzkiego istnienia. W jednym miejscu seks nie jest akceptowany. Gdzie indziej świat nie jest akceptowany. Jeszcze gdzie indziej emocja nie jest akceptowana. Nigdy nie byliśmy tak silni, by zaakceptować wszystko to, co jest ludzkie, bez potępienia, i pozwolić ludziom rosnąć we wszystkich kierunkach. Im bardziej wzrastasz w przeciwnych kierunkach, tym większe będzie to wzrastanie, bogactwo, wewnętrzna obfitość. Zmianie musi ulec nasza totalna perspektywa. Musimy przejść z przeszłości do przyszłości – nie ze Wschodu na Zachód, nie z jednej teraźniejszości do innej teraźniejszości.

Ten problem jest tak żmudny, bo nasza fragmentacja zaszła tak głęboko. Nie mogę zaakceptować mojej złości, nie mogę zaakceptować mojego seksu, nie mogę zaakceptować mojego ciała, nie mogę zaakceptować mojej totalności. Coś musi zostać zaprzeczone i wyrzucone. “To" jest diabelskie, “tamto" jest złe, “to" jest grzechem. Muszę podcinać konary. Wkrótce nie będę drzewem, nie będę czymś żywym. I zawsze jest lęk, że konary, których istnieniu zaprzeczyłem, mogę znów się pojawić, mogą znów wyrosnąć. Boję się wszystkiego. Wkrada się choroba: smutek, śmierć.

Ciągle żyjemy życiem częściowym, które bliższe jest śmierci niż życiu. Trzeba zaakceptować totalność ludzkich potencjałów, doprowadzić do szczytu wszystko, co w sobie mamy, bez poczucia niespójności, sprzeczności. Jeśli nie zdołasz być autentycznie w złości, nie zdołasz być kochający. Ale do tej pory takiego nastawienia nie było. Uważaliśmy, że człowiek, który jest bardziej kochający, nie potrafi być w złości.

Załóżmy jednak, że drzewo rośnie przy ścianie. Jego konary nie mogą rosnąć z powodu tej ściany. Tą ścianą może być społeczeństwo, jego obecne uwarunkowania. Jak drzewo może rosnąć, skoro tuż przy nim jest ściana?

Wiele jest ścian. Ale te ściany stworzyły same drzewa, nikt inny. To drzewa podpierają ściany. To dzięki ich współpracy ściany mogą istnieć. Z chwilą, gdy drzewo nie chce już dłużej podpierać ścian, upadną one, rozpadną się.

Ściany istniejące wokoło nas, są naszym wytworem. Z powodu nastawień ludzkiego umysłu stworzyliśmy te ściany. Uczysz na przykład swoje dziecko jak nie być w złości mówiąc mu, że jeśli wpadnie w złość, nie będzie kochane. Stwarzasz ściany wokół niego mówiąc mu, że musi tłumić złość, nie rozumiejąc, że jeśli stłumi swoją złość, równocześnie zniszczona będzie jego zdolność kochania. Złość i miłość nie są czymś odrębnym. Są to dwa konary tego samego zjawiska. Jeśli jeden odetniesz, drugi staje się ubogi, ponieważ ten sam sok płynie we wszystkich konarach.

Jeśli naprawdę chcesz przygotować dziecko do lepszego życia, będziesz uczyć je jak autentycznie być w złości. Nie powiesz mu: “Nie bądź w złości." Powiesz: “Gdy odczuwasz złość, bądź autentycznie w złości, totalnie w złości. Nie miej poczucia winy o tej złości." Zamiast mówić mu, aby nie było w złości, naucz je być właściwie w złości. Gdy przychodzi właściwa chwila, powinno być autentycznie w złości, i nie powinno być w złości w nieodpowiedniej chwili. To samo odnosi się do miłości. Kiedy jest właściwa chwila, powinno autentycznie kochać, a jeśli jest to dla niego niewłaściwa chwila, nie powinno kochać.

Nie jest to kwestia wyboru między złością i miłością. Jest to kwestia wyboru między właściwym i niewłaściwym, autentycznym i nieautentycznym. Złość trzeba wyrażać. Dziecko, kiedy jest naprawdę w złości, jest piękne: nagły napływ energii i życia. Jeśli zabijesz złość, zabijasz życie. Stanie się bezsilne. Przez całe życie nie będzie umiało żyć, będzie żyło niczym martwe zwłoki.

Stale stwarzamy koncepcje, które tworzą ściany. Rozwijamy nastawienia i ideologie, które tworzą ściany. Tych ścian nam nie narzucono, są one naszymi własnymi wytworami. Z chwilą, gdy stajemy się uważni, ściany znikają. Istnieją dzięki nam.

Ale załóżmy, że drzewo (człowiek) jest z gruntu upośledzone. Nie może się wtedy zmieniać. Nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że nie może.

Upośledzeni nie są problemem. Kiedy całe społeczeństwo jest żywe, możemy ich leczyć. Możemy ich analizować, pomagać im. Trzeba im pomagać, oni sami z siebie nic nie mogą zrobić. Ale społeczeństwo odgrywa pewną rolę nawet w ich bezradności.

Na przykład syn prostytutki jest upośledzony wskutek naszych koncepcji moralnych. Czuje się winny za coś, za co w ogóle nie jest odpowiedzialny. Jak może zaradzić temu, że jego matka była prostytutką? Co może z tym zrobić? Ale społeczeństwo ciągle zachowuje się wobec tego chłopca inaczej. Dopóki nie będziemy mieli innego nastawienia do seksu, jego poczucie winy wynikające z tego, że jest synem prostytutki, będzie trwało.

Ponieważ uczyniliśmy małżeństwo czymś świętym, prostytucja musi być uznana za grzech. Ale prostytucja istnieje dzięki małżeństwu. Jest częścią całego systemu małżeństwa.

Dla umysłu ludzkiego takiego, jakim on jest, trwały związek jest nienaturalny. Można żyć z tym samym człowiekiem w nieskończoność tylko wtedy, gdy prawo tego wymaga. To nie może być prawem. Nie można mi narzucić, że jeśli kogoś dziś kocham, jutro będę nadal kochał tę osobę. Nie można tego wymagać od natury. Nie ma potrzeby, by jutro ta miłość znów była. Może będzie, może nie. A im bardziej będziesz ją zmuszać, by była, tym bardziej staje się to niemożliwe. Wtedy prostytucja wkrada się tylnymi drzwiami. Dopóki nie mamy społeczeństwa, które pozwala na wolne związki, nie zdołamy położyć kresu prostytucji.

Jeśli jakiś związek trwa, czujesz się dobrze; twoje ego czuje się dobrze. Aby zaspokoić swoje ego – że jesteś wiernym mężem albo żoną, która zaspokaja męża – prostytutkę trzeba potępić. Wtedy potępiony musi być syn prostytutki i staje się to chorobą. Tworzy się w nim choroba.

Ale są przypadki wyjątkowe. Jeśli ktoś jest medycznie lub psychicznie chory, musimy mu pomóc, leczyć go. Nie całe społeczeństwo jest takie. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent jest naszym wytworem, jeden procent jest wyjątkiem. Ten jeden procent nie jest żadnym problemem. Jeśli pozostałych dziewięćdziesiąt dziewięć procent społeczeństwa się zmieni, nawet ten jeden procent odczuje tego wpływ.

Nie umiemy jeszcze stwierdzić do jakiego stopnia twój umysł determinuje twoją fizjologię. Im więcej wiemy, tym bardziej stajemy się niepewni. Wiele chorób w ciele może być skutkiem tylko twojego umysłu. Dopóki umysł nie zostanie uwolniony, nie dowiemy się na pewno, że ta choroba pochodzi z ciała.

Tyle chorób jest jedynie ludzkim zjawiskiem. U zwierząt nie występują. Zwierzęta są bardziej zdrowe. Mniej chorują, są mniej brzydkie. Nie ma powodu, dla którego człowiek nie miałby być bardziej żywy, bardziej piękny, bardziej zdrowy. Szkolenie, które odbywamy od dziesięciu tysięcy lat, to długie szkolenie umysłu, może być dla tego źródłową przyczyną. Ale kiedy ty sam jesteś częścią tego wzorca, nawet nie możesz sobie tego wyobrazić.

Wiele chorób fizycznych istnieje dzięki upośledzonemu umysłowi. A my upośledzamy umysł każdego człowieka! Pierwszych siedem lat życia dziecka jest najbardziej istotnych. Jeśli upośledzisz umysł, później znacznie trudniej jest to zmienić. A my stale go upośledzamy, i to z dobrymi intencjami. Im głębiej psychologicznie przenikamy do korzeni umysłu, tym bardziej rodzice zdają się być kryminalistami, choć nieświadomymi; tym bardziej nauczyciele i system szkolnictwa zdają się być kryminalistami, choć nieświadomymi. Oni też ucierpieli od starszych pokoleń. Teraz przekazują tę chorobę.

Ale teraz otwiera się nowa możliwość. Po raz pierwszy, szczególnie na Zachodzie, człowiek jest wolny od swoich codziennych potrzeb. Teraz możemy eksperymentować z nowymi możliwościami umysłu. W przeszłości było to niemożliwe, bo potrzeby ciała były tak wielkim brzemieniem, tak niespełnionym. A teraz mamy tę możliwość. Żyjemy na progu głębokiej rewolucji, rewolucji, jakiej jeszcze nie było w historii ludzkości. Teraz możliwa jest rewolucja w świadomości. Mając więcej możliwości poznawania i rozumienia, możemy się zmieniać. Wiele czasu będzie potrzeba, ale ta możliwość jest nam dostępna. Jeśli się odważymy, jeśli będziemy mieć odwagę, może to stać się rzeczywistością.

Dotyczy to całej ludzkości. Albo wrócimy do przeszłości, albo pójdziemy w nową przyszłość. Nie jest to kwestia trzeciej wojny światowej, nie jest to kwestia komunizmu czy kapitalizmu. Te problemy dziś są nieaktualne. Zbliża się nowy kryzys. Albo postanowimy, że chcemy mieć nową świadomość, i będziemy nad nią pracować, albo upadniemy, cofniemy się do starych wzorców.

Ta regresja też jest możliwa. Zawsze, gdy jest jakiś kryzys, regresja jest skłonnością umysłu. Zawsze, gdy stoisz w obliczu czegoś, z czym nie możesz stanąć twarzą w twarz, cofasz się. Jeśli na przykład ten dom stanie w ogniu, zaczniesz zachowywać się jak dziecko. Gdy dom się pali, potrzeba większej dojrzałości, większego rozumienia, musisz zachowywać się bardziej uważnie, a zamiast tego cofasz się do wieku około pięciu lat i biegasz we wszystkie strony tak, że sam stwarzasz więcej zagrożenia.

Istnieje smutna możliwość, że jeśli spróbujemy stworzyć nowego człowieka, staniemy wobec sytuacji, która będzie dla nas zupełnie nowa i być może cofniemy się. Są nawet prorocy, którzy głoszą regresję. Chcą wrócić do przeszłości: “Kiedyś był złoty wiek. Wracajmy!" A według mnie jest to samobójcze. Musimy wejść w przyszłość, jakkolwiek to może być ryzykowne i trudne.

Życie musi poruszać się ku przyszłości. Musimy znaleźć nowy sposób istnienia. Mam nadzieję, że to nastąpi. I to Zachód musi być gruntem dla tego zdarzenia, bo Wschód jest jakieś trzysta lat za Zachodem. Problemy przeżycia i przetrwania ciążą silnie nad Wschodem, ale Zachód jest wolny od tego wszystkiego.

Gdy przybywają do mnie młodzi ludzie z Zachodu, zawsze jestem świadomy tego, że mogą albo pójść do przodu, albo się cofnąć. I w pewnej mierze cofają się, zachowują się jak dzieci, jak ludzie pierwotni. Nie jest to dobre. Ich bunt jest dobry, ale muszą zachowywać się jak człowiek nowego rodzaju, nie jak człowiek prymitywny. Muszą stworzyć w sobie możliwość zaistnienia nowej świadomości.

Zamiast tego otumaniają się narkotykami. Umysł prymitywny zawsze był oczarowany narkotykami, zawsze go one hipnotyzowały. Jeśli ci, którzy wypadają poza społeczeństwo Zachodu, zaczną zachowywać się jak ludzie prymitywni, nie będzie to bunt, ale reakcja i regresja. Muszą zachowywać się jak nowi ludzie. Muszą zmierzać ku nowej świadomości, która jest totalna, globalna i akceptuje wszystkie niespójne możliwości ludzkiego istnienia.

Różnica między zwierzętami i człowiekiem polega na tym, że zwierzęta mają potencjalne możliwości ustalone, a człowiek ma możliwości nieskończone. Ale to tylko możliwości. Człowiek może wzrastać, ale to wzrastanie trzeba wspomagać. Musimy otwierać ośrodki na całym świecie, gdzie mogłoby to następować.

Umysł musi być szkolony logicznie, racjonalnie, ale równocześnie musi być szkolony w irracjonalnej, nieracjonalnej medytacji.

Rozum musi być ćwiczony, a zarazem i emocje. Rozumu nie wolno ćwiczyć kosztem emocji. Muszą być wątpliwości, ale i wiara.

Łatwo jest wierzyć bez żadnych wątpliwości, i łatwo jest wątpić nie mając żadnej wiary. Ale te proste formuły teraz nie pomogą. Teraz musimy stworzyć zdrową wątpliwość, trwałą wątpliwość, umysł sceptyczny, który istnieje równocześnie z umysłem ufającym. A wewnętrzne istnienie musi umieć przechodzić z jednego do drugiego, od wątpienia do wiary, i z powrotem. W obiektywnych poszukiwaniach trzeba być wątpiącym, sceptycznym, ostrożnym. I jest też inny bliski temu wymiar, gdzie ufność daje podpowiedzi, nie wątpienie. Obu potrzeba.

Problemem jest równoczesne stworzenie biegunowych przeciwieństw. To mnie interesuje. Będę tworzył wątpliwości i będę tworzył wiarę. Nie widzę w tym żadnych sprzeczności, bo dla mnie ten ruch jest ważny, ruch od jednego bieguna do drugiego.

Im bardziej jesteśmy skupieni na jednym biegunie, tym trudniejsze to się staje. Na przykład na Zachodzie czcimy działanie. Ale nie możesz spać spokojnie. Kiedy kładziesz się spać i umysł potrzebuje przejść z aktywności w nieaktywność, nie może. Kręcisz się w łóżku, umysł stale jest aktywny. Aby zasnąć, musisz brać środki nasenne. Ale sen wymuszony nie da ci wiele odpoczynku, jest jedynie powierzchowny. Gdzieś w głębi to zamieszanie trwa. Sen staje się koszmarem.

Na Wschodzie dzieje się coś odwrotnego. Wschód śpi spokojnie, ale nie może być aktywny. Nawet rankiem umysł wschodni czuje się letargiczny, śpiący. Od stuleci ludzie tam śpią dobrze i nic innego nie robią, a ty tyle robisz, ale stworzyłeś niepokój, chorobę, brak spokoju. I z powodu tego nie-pokoju, wszystko, co robisz, jest bezużyteczne. Nawet spać nie możesz!

Stąd mój nacisk na ćwiczenie umysłu w aktywności, w nie-aktywności i (co najważniejsze) w ruchu: byś mógł przemieszczać się między jednym i drugim. Umysł można wyszkolić tak, by poruszał się od jednego do drugiego. Z każdej aktywności, w jednej chwili, mogę przejść do nieaktywności. Mogę rozmawiać z tobą godzinami i w jednej chwili mogę wejść w głęboką, wewnętrzną ciszę, bez żadnego gadania. I dopóki nie zostanie w tobie stworzona ta możliwość, twoje wzrastanie będzie karłowate.

Przyszłość musi dopuścić głęboką harmonię wewnętrznych biegunowości. Jeśli ten ruch między przeciwieństwami nie zostanie stworzony, ludzkie poszukiwanie będzie skończone. Nie możesz iść naprzód. Wschód jest wyczerpany i Zachód jest wyczerpany. Możesz zmienić perspektywę jednego i drugiego, ale w ciągu dwóch stuleci ten sam problem znów wypłynie. Jeśli tylko zamienisz jedno nastawienie na inne, zaczniesz poruszać się w kółko.

Ale skoro wszystko należy akceptować, jak można poznać co jest właściwym celem, do którego należy dążyć w życiu?

Samo poszukiwanie celów jest częścią procesu racjonalizacji. Przyszłość istnieje dzięki rozumowi. Dlatego zwierzęta nie mają przyszłości i nie mają celów. Żyją, ale nie mają celu. To rozum tworzy ideały, tworzy cele, tworzy przyszłość. Prawdziwym problemem nie jest to, co jest właściwym celem. Prawdziwym pytaniem jest czy należy mieć cele czy nie.

Nowe pokolenie pyta czy ma mieć cele czy nie. Gdy masz jakiś cel, zaczynasz odwracać się od życia. Zaczynasz kształtować życie zgodnie ze swoimi celami. Teraźniejszość traci znaczenie. Trzeba ją kształtować, dopasowywać do przyszłości.

Umysł zorientowany na cele jest rozumem, a umysł zorientowany na życie jest irracjonalnością. Nie jest to więc kwestia jak mieć właściwe cele. Kwestią jest doprowadzenie do sytuacji, gdy rozum nie jest jedynym zjawiskiem umysłu.

Rozum musi mieć cele, nie może bez nich istnieć. Ale nie może to być dyktaturą, nie może być jedynym rosnącym konarem. Rozum musi istnieć, jest koniecznością, ale jest też pewna pusta część ludzkiego umysłu, która nie może mieć celów, która może istnieć tylko tu i teraz. Ta pusta część, ta irracjonalna część, doświadcza głębszych obszarów życia, miłości, sztuki. Nie ma potrzeby wędrowania w przyszłość, może więc wejść głęboko w tu i teraz. Rozum musi być rozwijany, ale równocześnie musi też być rozwijana i ta część.

Byli naukowcy o bardzo głębokich religijnych osobowościach. Może to nastąpić na dwa sposoby. Albo będzie głęboka harmonia, albo będzie zamknięcie jednego otworu i otwarcie drugiego, bez harmonii. Mogę być naukowcem i mogę zostawić swój naukowy świat i iść do kościoła, modlić się. Wtedy naukowiec nie modli się. Tak naprawdę nie jest to harmonia, jest to głębokie rozdwojenie. Nie ma wewnętrznego dialogu między naukowcem i modlącym się. Naukowiec w ogóle nie przyszedł do kościoła.

Gdy ten człowiek wraca do laboratorium, nie ma człowieka, który się modlił. Jest głęboki podział między nimi, nie zachodzą oni na siebie. W takim człowieku znajdziesz rozdwojenie, nie harmonię. Będzie mówił rzeczy, co do których ma poczucie winy, że je wypowiada. Jako naukowiec będzie wypowiadał stwierdzenia, które są przeciwne jego umysłowi człowieka modlącego się.

Wielu naukowców prowadzi życie schizofreniczne. Jedna ich część jest jednym, inna ich część jest czymś innym. Nie to rozumiem przez harmonię. Przez harmonię rozumiem to, że jesteś w stanie przejść od jednego do drugiego nie zamykając się na żadne. Wtedy naukowiec idzie się modlić, a człowiek religijny idzie do laboratorium. Nie ma podziału, nie ma przepaści.

Inaczej, staniesz się dwoma osobami. Zazwyczaj jesteśmy wieloma osobami, mamy wiele osobowości. Utożsamiamy się z jedną, a potem zmieniamy biegi i stajemy się czymś innym. Ta zmiana biegów nie jest harmonią. Tworzy ona w twoim istnieniu głębokie napięcie. Nie możesz czuć się swobodnie z tyloma tożsamościami. Świadomość niepodzielona, potrafiąca poruszać się do biegunowych przeciwieństw, możliwa jest tylko wtedy, gdy mamy koncepcję człowieka jako wewnętrznej jedności – kiedy nie ma zaprzeczania przeciwieństwom.

Wątpienie jest częścią pracy naukowca. Wiara też jest częścią. Są to dwa aspekty przyglądające się różnym wymiarom tej samej rzeczy. Dlatego naukowiec może modlić się w laboratorium, nie ma w tym niczego złego. Wątpienie jest częścią jego pracy, narzędziem jego pracy, tak samo jak wiara. Nie ma wewnętrznego rozdwojenia. Kiedy możesz z łatwością się przemieszczać, od jednego do drugiego, nawet nie odczuwasz tego ruchu. Poruszasz się, ale ruchu nie odczuwasz. Ruch jest odczuwany tylko wtedy, gdy jest jakaś przeszkoda. Kiedy jest głęboka harmonia, ruch nie jest odczuwany.

Jeszcze jedno: kiedy mówię “Wschód" i “Zachód", nie twierdzę, że na Zachodzie nie ma umysłów wschodnich, a na Wschodzie nie ma umysłów zachodnich. Mówię o głównym nurcie. Kiedyś powinniśmy napisać historię świata, w której świat nie jest podzielony geograficznie, ale psychologicznie. Wschód będzie w niej miał wiele postaci Zachodu, a Zachód będzie miał wiele postaci Wschodu.

Nie mówię, że na Zachodzie nie ma obu tych trendów. Mówię, że główny strumień na Zachodzie zwrócony jest ku wzrastaniu racjonalnemu, nawet w religii. To dlatego kościół stał się tak dominujący.

Jezus był człowiekiem irracjonalnym, ale Święty Paweł miał umysł bardzo naukowy, umysł bardzo racjonalny. Chrześcijaństwo należy do Świętego Pawła, nie do Jezusa. Przy człowieku tak anarchistycznym nie może istnieć taka wielka organizacja. Jest to niemożliwe. Jezus był wschodni, Święty Paweł nie.

Istnieje konflikt między nauką i Kościołem. Obie strony są rozumowe. Obie usiłują racjonalizować zjawiska religijne. Kościół musiał być pokonany, bo zjawiska religijne same w sobie są irracjonalne. Jeśli chodzi o religię, rozum zawodzi. Dlatego Kościół musiał zostać pokonany, a nauka odniosła zwycięstwo.

Na Wschodzie nie ma walki między nauką i religią, bo religia nigdy nie twierdzi niczego, co byłoby w sferze rozumu. Nie należą one do tej samej kategorii, dlatego nie ma między nimi walki.

Jak religia staje się racjonalna?

Dzieje się tak nie wskutek cech samej religii. Ale zawsze, gdy trzeba usystematyzować religię, to zjawisko ma miejsce. Budda czy Jezus nie szukają jakiegoś ideału. Żyją spontanicznie, wzrastają na swój własny sposób. Rosną jak dzikie drzewa, a dla ich naśladowców te dzikie drzewa stają się ideałami. Naśladowcy zaczynają mieć jakieś wzorce, preferencje, prawdy, potępienia.

Religia składa się z dwóch części. Jedną jest głęboko religijna osobowość, która jest spontaniczna. A drugą są naśladowcy, którzy tworzą kredo, dogmat, dyscyplinę zgodną z ideałem. I wtedy istnieje ideał dla buddystów: “Musisz być taki, jak Budda" – i powstają stłumienia. Musisz na wiele sposobów sam siebie niszczyć, dopiero wtedy możesz stać się ideałem. Musisz stać się imitacją.

Dla mnie jest to zbrodnicze. Osobowość religijna jest piękna, ale kredo religijne jest jedynie czymś racjonalnym. Jest to tylko rozum, który napotkał zjawisko nieracjonalne.

Czy Budda nie miał umysłu racjonalnego! Był bardzo racjonalny, ale miał bardzo irracjonalne przerwy. Czuł się swobodnie także z nieracjonalnym. Wyobrażenie, jakie mamy o Buddzie, tak naprawdę nie pochodzi od Buddy, ale od tradycji, które przyszły po nim. Budda był czymś zupełnie innym. A ponieważ inaczej nie możemy tego dokonać, do Buddy musimy dojść poprzez buddystów. Stworzyli oni długą tradycję dwóch tysięcy lat, i uczynili Buddę bardzo racjonalnym. On taki nie był. Jeśli jesteś głęboko w egzystencji, nie możesz takim być. Wiele razy musisz być irracjonalny. I Budda taki jest! Ale aby to poznać, musimy odłożyć na bok całą tradycję i spotkać się wprost z Buddą. Jest to bardzo trudne, ale może się zdarzyć.

Jeśli rozmawiam z osobą rozumową, nieświadomie odrzuca ona wszystko to, co nie jest racjonalne. Ale jeśli rozmawiam z poetą, to samo zdanie i te same słowa oznaczają coś innego. Człowiek rozumowy nie potrafi widzieć poezji słów. Może widzieć tylko logikę, argument. Poeta widzi słowa w inny sposób. Słowa mają jakiś odcień koloru, poezję, która nie łączy się w ogóle z żadnym argumentem.

Dlatego oblicza Buddy różnią się w zależności od osoby, która go widzi. Budda żył w Indiach w okresie, gdy cały kraj przeżywał kryzys wszystkiego, co irracjonalne, Wed, Upaniszad, całego mistycyzmu, Ruch przeciwko temu wszystkiemu był bardzo duży, zwłaszcza w Biharze, gdzie przebywał Budda.

Budda był charyzmatyczny, hipnotyczny. Wywierał wrażenie na ludziach. Ale interpretacja Buddy musiała być racjonalna. Gdyby Budda żył w innym okresie historii, w innej części świata, która nie byłaby przeciwna mistycyzmowi, postrzegany byłby jako wielki mistyk, nie jako intelektualista. Oblicze, które znamy, należy do określonego okresu historii.

Według mnie Budda nie był z gruntu racjonalny. Cała koncepcja nirvany jest mistyczna. Był nawet bardziej mistyczny niż Upaniszady, gdyż Upaniszady, obojętne jak mistycznie wyglądają, mają własną racjonalność. Mówią o transmigracji duszy. Budda mówił o transmigracji bez duszy. Jest to bardziej mistyczne. Upaniszady mówią o wyzwoleniu, ale ty musisz istnieć, inaczej to wszystko byłoby bzdurą. Jeśli “ja" nie mogę być w ostatecznym stanie egzystencji, cały wysiłek jest bezużyteczny, nielogiczny. Budda mówi, że trzeba dokonać tego wysiłku... i ciebie nie będzie. Będzie po prostu nicość. Ta koncepcja jest bardziej mistyczna.

Kiedy mówisz o ludziach, którzy się cofają, czy masz na myśli regresję względem jakiegoś wyobrażenia tego, co jest społecznie akceptowane, wyobrażenia stworzonego przez społeczeństwo?

Nie wyobrażenia. Czegoś innego. Kiedy mówię, że zachowują się jak dzieci, mam na myśli to, że nie wzrastają. Cofają się, poruszają się do tyłu. Nie mam żadnego obrazu tego, do czego powinni oni pasować. Mam pewną koncepcję wzrastania, nie wyobrażenie, które trzeba naśladować. Wcale nie chcę, aby ludzie dostosowywali się do jakiegoś wyobrażenia. Mówię tylko to, że cofają się oni w przeszłość i nie wzrastają ku przyszłości. Nie mam wyobrażenia jak chciałbym, aby to drzewo rosło. Ale musi ono rosnąć, nie może się cofać. Jest to kwestia wzrastania albo regresji, nie jakiegoś wyobrażenia.

Po drugie, kiedy mówię, że cofają się, mam na myśli to, że reagują przeciwko zbyt racjonalnemu społeczenstwu. Ich reakcja sięga drugiego ekstremum. Zawiera w sobie takie samo fałszywe przekonanie. Rozum trzeba sobie przyswoić, nie wyrzucić. Jeżeli go wyrzucisz, popełnisz ten sam błąd, jak wtedy, gdy wyrzucasz irracjonalność.

Epoka wiktoriańska stworzyła człowieka, który był tylko fasadą, maską. Wewnątrz nie był żywym istnieniem. Był wzorcem zachowań, wzorcem manier. Bardziej był twarzą, mniej istnieniem. Było to możliwe, ponieważ na kryterium wszystkiego wybieramy tylko rozum. Irracjonalizm, anarchia, chaos, zostają zepchnięte, stłumione. Teraz, gdy ta anarchiczna strona bierze odwet, może dokonać dwóch rzeczy: może być destruktywna albo twórcza.

Jeśli będzie destruktywna, popadnie w regresję. Wtedy weźmie odwet w taki sam sposób – przez negowanie. Będzie negować tę racjonalną część. Wtedy stajesz się taki, jak dzieci, niedojrzały. Cofasz się. Jeśli ta anarchiczna strona ma być twórcza, nie wolno jej popełniać tego samego błędu. Musi wchłonąć rozum razem z nieracjonalnością. Wtedy zacznie wzrastać całe istnienie. Wzrasta nie ten, kto zaprzeczył irracjonalizmowi i nie ten, kto zaprzeczył racjonalności. Nie możesz wzrastać, jeśli nie wzrastasz totalnie. Mówię o wzrastaniu. Nie mam wyobrażenia tego, do czego masz wzrastać.

Czy nie jest tak, że mnóstwo problemów umysłu Zachodu jest efektem grzechu i poczucia winy w chrześcijaństwie?

Tak, musi tak być. Koncepcja grzechu tworzy bardzo odmienną świadomość. Tej koncepcji nie ma w umyśle Wschodu. Została ona tam zastąpiona koncepcją niewiedzy. W świadomości Wschodu korzeniem wszelkiego zła jest niewiedza, nie grzech. Zło istnieje, ponieważ jesteś w niewiedzy. Dlatego problemem jest nie poczucie winy, ale dyscyplina. Musisz być bardziej uważny, bardziej poznający. Na Wschodzie przemianą jest poznanie, a narzędziem do tej przemiany jest medytacja.

W chrześcijaństwie grzech stał się centrum. I nie tylko twój grzech. Jest to pierworodny grzech ludzkości. Jesteś obciążony koncepcją grzechu. Tworzy to poczucie winy, napięcie. To dlatego chrześcijaństwo nie mogło stworzyć prawdziwych technik medytacyjnych. Stworzyło tylko modlitwę. Co możesz zrobić, aby walczyć z grzechem? Możesz być moralny i modlić się!

Na Wschodzie nie ma czegoś takiego jak dziesięć przykazań. Nie ma wyraźnie moralnej koncepcji. Dlatego problemy Wschodu są inne niż problemy Zachodu. Dla ludzi pochodzących z Zachodu problemem jest poczucie winy. W głębi siebie czują się winni. Nawet ci, którzy zbuntowali się przeciwko poczuciu winy. Jest to problem psychologiczny, bardziej dotyczący umysłu, a mniej dotyczący istnienia.

Najpierw trzeba uwolnić ich poczucie winy. Dlatego na Zachodzie trzeba było stworzyć psychoanalizę i spowiedź. Na Wschodzie nie powstały, bo nigdy nie były potrzebne. Na Zachodzie musisz iść do spowiedzi. Dopiero wtedy możesz być wolny od poczucia winy, które jest głęboko w tobie. Albo musisz przejść psychoanalizę, aby wyrzucić to poczucie winy. Ale nigdy nie wyrzucasz go na stałe, ponieważ pozostaje ta koncepcja grzechu. Poczucie winy znowu będzie się gromadziło. Dlatego psychoanaliza i spowiedź mogą być pomocą tylko na jakiś czas. Raz po raz musisz znowu iść do spowiedzi. Są to pomoce tylko na jakiś czas, przeciwko czemuś, co zostało zaakceptowane. Korzeń choroby – koncepcja grzechu – został zaakceptowany.

Na Wschodzie nie jest to kwestia psychologii. Jest to kwestia istnienia. Nie jest to kwestia zdrowia umysłowego. Jest to raczej kwestia zdrowia duchowego. Musisz wzrastać duchowo, być uważnym wszystkiego. Nie musisz zmieniać swojego zachowania, ale zmieniaj swoją świadomość. Wtedy zachowanie samo się zmieni.

Chrześcijaństwo bardziej zajmuje się twoim zachowaniem. Ale zachowanie jest jedynie czymś pobocznym. Kwestią nie jest to, co robisz – chodzi o to kim jesteś. Jeśli stale zmieniasz to, co robisz, tak naprawdę nic nie zmieniasz. Pozostajesz taki sam. Na zewnątrz możesz być człowiekiem świętym, ale wewnątrz nadal jesteś takim samym istnieniem.

Problem ludzi pochodzących z Zachodu trwa, ponieważ mają oni poczucie winy co do swojego zachowania. Muszę zmagać się z nimi, po to tylko, aby uczynić ich świadomymi ich głębszego problemu – który dotyczy istnienia, nie psychiki.

Buddyzm i jainizm także stworzyły poczucie winy. Nie jest to poczucie winy tego samego typu, ale inne poczucie winy. Szczególnie jaini stworzyli bardzo głębokie poczucie niższości. Nie ma tam poczucia winy w sensie chrześcijańskim, ponieważ nie ma koncepcji grzechu, ale jest głębokie poczucie, że dopóki nie wykroczysz ponad pewne rzeczy, jesteś gorszy. To głębokie poczucie bycia kimś gorszym działa tak samo, jak poczucie winy.

Jaini także nie opracowali żadnych technik medytacyjnych. Stworzyli tylko różne przepisy: “rób to", “rób tak", “tego nie rób". Cała koncepcja skupiona jest wokół zachowania. Mnich jainów jest ideałem pod względem zachowania, za to pod względem wewnętrznego istnienia jest człowiekiem bardzo biednym. Ciągle zachowuje się jak marionetka. Dlatego jainizm stał się czymś martwym.

Buddyzm nie jest martwy w takim samym sensie, ponieważ nacisk kładzie gdzieś indziej. Etyczna część buddyzmu jest tylko konsekwencją części medytacyjnej. Jeśli trzeba zmienić jakieś zachowanie, jest to jedynie pomocą dla medytacji. Samo w sobie nie ma to znaczenia. W chrześcijaństwie i jainizmie ma to znaczenie samo dla siebie. Jeśli robisz coś dobrego, ty jesteś dobry. W buddyzmie tak nie jest. Musisz ulec przemianie wewnętrznej. Robienie dobra może pomóc, może stać się jakąś częścią, ale to medytacja jest centrum.

Zatem z tych trzech tylko buddyści opracowali głębokie medytacje. Wszystko inne w buddyzmie jest tylko pomocą, nie ma znaczenia samo w sobie. Możesz to nawet wyrzucić. Jeśli potrafisz medytować bez żadnej pomocy, możesz wyrzucić resztę.

Ale hinduizm jest jeszcze głębszy. To dlatego hinduizm mógł powstać w tylu różnych wymiarach, jak choćby tantra. Tantra może wykorzystać nawet to, co nazywasz grzechem. Hinduizm jest w pewnej mierze bardzo zdrowy. Ale i chaotyczny, to jasne. Cokolwiek jest zdrowe, musi być to chaotyczne, nie można tego usystematyzować.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.wskrzeszenizpopiolow.pun.pl www.chemiaumcs.pun.pl www.soulfu.pun.pl www.biomed-pollub.pun.pl www.smoczyszpon.pun.pl